"I to jest dopiero patodeweloperka!", "9-metrowa klitka, ogrodzone ławki w polu. Polska patodeweloperka", "Tragedia, w tym kraju rzadzi biznes i ostatnia cyfra w rachunku wyników. Patodweloperka, wycinka natury, biznes wszędzie. Chore."
To tylko kilka wpisów w serwisie X (Twitter), które są wyświetlane gdy wpisze się hasło „deweloperka”. Każdy chyba zna znaczenie tego słowa, ale Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego definiuje je tak: „nazywa się potocznie i pogardliwie komercyjną budowę nieruchomości, które mają przynieść szybki zysk, są nieprzyjazne lokatorom i często powstają wbrew przepisom prawa budowlanego”.
I dodaje, że słowo powstało poprzez połączenie cząstki pato- (obecnej między innymi w wyrazie patologia) oraz rzeczownika deweloperka (działalność związana z inwestowaniem w budowę nieruchomości na sprzedaż albo wynajem).
Oznacza to nic innego jak bloki stawiane tak blisko siebie, że ludzie mogą sobie podawać ręce przez okna. To mikroskopijne place zabaw. To skrajnie małe mieszkania i wiele innych tego typu działań.
Zobacz też:
Wyrok sądu
Czy to brzydkie słowo? Wydaje się, że tak, ale teraz mamy pewność. Otóż aktywista Jan Mencwel z „Miasto jest Nasze” ogłosił jest w Polsce pierwszy wyrok skazujący za użycie słowa „patodeweloperka". Dotyczy to Stefana Gardawskiego, który został pozwany przez Dom Development. Właśnie za naruszenie dóbr osobistych. Sąd pierwszej instancji uznał, że doszło do takiego czynu.
To jeszcze nie koniec, bo skazany zamierza się od wyroku odwołać, ale i tak wyrok jest w pewnym sensie przełomowy. Może uruchomić lawinę pozwów. Urażeni inwestorzy budujący osiedla mogą teraz pozywać za „patodeweloperkę” użytą wobec nich.
Ale mieszkania się sprzedały
Sprawa zaczęła się jeszcze w 2016 roku. Wówczas Dom Development kupił od miasta działkę w Warszawie. Miejscy aktywiści oceniają, że do sprzedaży doszło bez wymaganej zgody konserwatora zabytków.
Firma w tym miejscu postawiła apartamentowce i, co istotne w tej sprawie, korzystała podczas budowy z pasa drogowego jako zaplecza. Finalnie, dzięki „Miasto jest Nasze” deweloper został ukarany kwotą 37 mln zł. Ta sankcja została jednak uchylona.
Stąd właśnie użyte wobec firmy słowo „deweloperka”. Sąd uznał jednak, że posłużenie się nim mogło zaszkodzić inwestorowi i jego interesom. Choć sam Mencwel zauważa, że apartamenty sprzedały się jeszcze przed końcem budowy.
W ocenie sądu odbiór wskazanego pojęcia w opinii publicznej jest jednoznacznie negatywny. [...] Samo określenie patodeweloperka jest określeniem potocznym, używanym do opisywania inwestycji, które charakteryzują się uderzającymi i widocznymi na pierwszy rzut oka nieprawidłowościami w realizowanuiu inwestycji budowlnaych – takie jest stanowisko sądu.
Skazany, zgodnie z tym wyrokiem, ma skasować dwa wpisy internetowe i wpłacić 5 tys. zł na wskazaną fundację.
Dziękujemy, że jesteś z nami!
Zobacz też:
Napisz komentarz
Komentarze