Na torze pojawili się zarówno na własnym stadionie, jak i w Ostrowie, gdzie rozegrano mecze sparingowe. Niestety, z wyczekiwanego przez fanów debiutu Huberta Jabłońskiego nic nie wyszło. Mimo że zawodnik ma ważną licencję, nie mógł wziąć udziału w zawodach – i to nie z powodów zdrowotnych czy sprzętowych, lecz… regulaminowych.
Jabłoński, który został wypożyczony do Stali Gorzów z Unii Leszno, wciąż nie ma formalnej przynależności klubowej. Paradoks polega na tym, że mimo pełnej gotowości do jazdy, ważnej licencji i zakontraktowania przez gorzowski klub, nie może on nawet trenować w barwach Stali – a sparingi, choć rozgrywane z innymi drużynami, są traktowane jako forma treningu.
Skąd ten absurd? Wszystko rozbija się o procedury i „kroki milowe”, które musi spełnić Stal Gorzów, by Jabłoński mógł zostać oficjalnie zatwierdzony jako zawodnik klubu. Jak się okazuje, jednym z tych warunków jest przelew z Urzędu Miasta Gorzowa na konto klubu – w ramach umowy o dokapitalizowaniu klubu przez wykup akcji. Do czasu zaksięgowania środków, cała procedura stoi w miejscu, a Jabłoński nie może założyć kevlaru z "herbem" Stali – nawet treningowo.
Dla kibiców, którzy przyszli na stadion z nadzieją, że wreszcie zobaczą młodego zawodnika w akcji, to spory zawód. Tym bardziej że chłopak jest głodny jazdy i sam nie kryje rozczarowania sytuacją.
Na ten moment wszystko wskazuje na to, że klub i miasto muszą jak najszybciej domknąć formalności, jeśli chcą, by Jabłoński był realnym wzmocnieniem zespołu jeszcze przed startem ligi. Tym bardziej, że do startu sezonu pozostało niewiele czasu.
Dziękujemy, że jesteś z nami!
Napisz komentarz
Komentarze